Dzień dobry. Każdy czytelnik – nie tylko fantasy – w moich oczach należy do społecznej elity w najlepszym rozumieniu tego słowa.
Ale obawiam się, że będę miał kłopot ze spełnieniem prośby. Ona jest przecież nie do mnie; ja tylko piszę książki, ich reklamowanie to działka wydawcy i sprzedawcy (księgarza). Ja nie umiem. Zapytany o konkret, dotyczący mojej pracy, oczywiście odpowiem. Mogę porozmawiać o swojej książce – dlaczego coś pokazałem tak, a nie inaczej. Lecz zagadnięty znienacka o powody, dla których ktoś miałby kupować te dzieła, staję bezradny.
Bo… bo mają taką wygodną, fajną wstążkę-zakładkę?…
Marketing wydawnictwa, z którym współpracuję, czyli Fabryki Słów, działa dobrze i energicznie, i w ogóle ma same zalety (trochę tu muszę się podlizać marketingowi; wiem co robię). Jestem pewien, że w zapowiedziach wydawniczych można znaleźć odpowiednie zachęty. Księgarze zaś, analogowi i internetowi, organizują promocje, udzielają różnych rabatów. No… nie wiem, naprawdę się na tym nie znam. Kiedyś polski autor, przepędzany z miejsca na miejsce, sam sprzedawał swoje książki z plecaka, ale to było ćwierć wieku temu, w zupełnie innych realiach. Dzisiaj jest na szczęście inaczej.
Przykro mi, jeśli zawiodłem. Proszę zajrzeć na https://www.facebook.com/fabryka/ – tam na pewno coś będzie o powodach, dla których bez Księgi Całości ani rusz.