Stare dzieje. Przede wszystkim, Stolce stalinów to była tylko zabawa. Podczas tygodniowych warsztatów literackich Rafał Ziemkiewicz, wtedy dwudziestokilkuletni autor-fantasta – żaden tam publicysta polityczny – mający w swoim dorobku bodaj jedną książkę i kilka utworów „luzem”, odczytał opowiadanie Ke kerem korek gerek (o ile dobrze zapamiętałem tytuł; możliwe że przekręciłem), parodiujące mój styl; już sam tytuł nawiązywał do opowiadania Gaareogorde hork kerek. Uradowałem się i szybciutko napisałem odpowiedź (ukryłem się na godzinę w toalecie – no, naprawdę), właśnie Stolce stalinów, parodiujące niewydaną jeszcze, a omawianą na warsztatach powieść Rafała pt. Skarby stolinów. Z obu tekstów uczestnicy warsztatów mieli bekę i sporo zabawy, ale to nie były dzieła pisane serio, dla czytelników, którzy wyłożą za nie prawdziwe, NAJPRAWDZIWSZE pieniądze. Ot, wygłup, żart wewnątrzśrodowiskowy. Potem oba dzieła poszły w fanzinie Klubu Twórców (o ile mnie pamięć nie myli, bo mówimy o wydarzeniach sprzed trzech dekad), chyba trochę jako wspomnienie z warsztatów. I w ten sposób ujrzały światło dzienne.
Wszelkiego rodzaju wprawki literackie, kumpelskie parodie i pastisze, spisane przez kogoś improwizacje – to folklor, ale przecież nie propozycja dla czytelników. Internet jest wypchany podobnymi utworami, lecz prezentowane są darmo. Wciąż nie stronię od zabaw tego rodzaju; ledwie parę miesięcy temu bawiliśmy się z Arkadym Saulskim. Nie ośmieliłbym się jednak zarabiać w ten sposób na życie. Mogę pożartować w wolnej chwili.