Szanowny Panie, prosiłem o bardziej bezpośrednią formę „ty” na tej stronie, ale jak nie – to z szacunkiem, trzymajmy fason. A zatem, zechce Pan zrozumieć, nie miałem na kim się wzorować. Gdy debiutowałem, na rynku polskim były bodaj dwie powieści fantasy – Czarnoksiężnik z Archipelagu Ursuli Le Guin i Władca Pierścieni Tolkiena – obie właściwie nie do kupienia. W Fantastyce wydrukowali mikropowieść Martina Pieśń dla Lyanny. Wtedy – a dokładnie: po kontakcie z prozą Le Guin, bo Tolkiena nie znałem – zacząłem pisać fantasy i wymyśliłem Szerer (gorąco Panu polecam cykl Księga Całości).
Pomysły, na dobrą sprawę, miałem dwa. Stąd dwa cykle. Więcej pomysłów mi nie trzeba; przecież i tak ich nie zrealizuję. Nie zazdroszczę więc nikomu pomysłów, bo co miałbym z nimi robić?
Przede wszystkim – są pomysły i pomysły. W sumie, wie Pan, lepiej mieć jeden pomysł w życiu i wynaleźć koło, niż mieć sto pomysłów na sikanie pod wiatr. Tak uważam.