Werk pyta

Cześć, dwadzieścia lat temu śpiesząc się na pociąg, w księgarni niedaleko dworca, rzuciła mi się w oczy okładka z kotami. Praktycznie po pierwszej stronie (staram się unikać czytania blurbów), ustawiłem się w kolejce do kasy. Na pociąg finalnie się spóźniłem, a do księgarni wróciłem przed przyjazdem kolejnego, żeby już kupić Króla Bezmiarów. I tutaj pojawia się moje pytanie, czy miałeś jakiś realny wpływ na finalną wersje okładki? O ile dobrze pamiętam cykl, to rozumni towarzysze raczej nie biegali z szabelkami.

Kres odpowiada

Z okładkami to bardzo różnie bywało. I nadal bywa różnie. Generalnie – wygląd książki zależy od wydawcy, choć zdarza się, że uwzględniane są uwagi lub sugestie autora. Szczerze? – wolę trzymać się od tego z daleka. Nie znam się na tych sprawach. Bywało, że akceptowałem wstępny projekt, a potem, gdy już do mnie dotarło, jaki będzie efekt końcowy, nie było możliwości wprowadzenia istotnych zmian. Albo odrzuciłem coś pochopnie i żałowałem poniewczasie.

Mogę opowiedzieć, jak jest teraz; wydawca chyba się nie pogniewa. Otóż inaczej wyobrażałem sobie tę edycję Księgi Całości. Nie chodzi nawet o obrazki na okładkach, raczej o całą resztę. Nie jestem zachwycony, natomiast opinie czytelniczek i czytelników są na ogół pochlebne i bardzo pochlebne. Chyba lepiej tak niż odwrotnie? Wygląda na to, że wydawca wie, co robi. I niech tak zostanie.

Prawda jest taka, że znam się na pisaniu, a nie na wydawaniu i sprzedawaniu książek. Gdybym umiał projektować okładki – tobym projektował.

 

Podziel się tym ze światem na:
Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp