Czołem! Skoro, jak piszesz, „pytanie nie całkiem na poważnie”, to i ja Ci odpiszę pół żartem pół serio. Ale za to obszernie, bo temat ciekawy.
Recenzowanie książek jest w moich oczach sztuką niezmiernie trudną, wymaga rozległej wiedzy oraz umiejętności zdystansowania się do własnych odczuć. Podoba się, nie podoba – to temat na rozmowę z kumplami przy piwie, tak można rozmawiać o widokówce z Tatr, nowym dworcu autobusowym albo koleżance z pracy (to ostatnie po cichutku i w naprawdę zaufanym gronie, jeśli chce się uniknąć oskarżeń o szowinizm, seksizm i podobnych). Ergo: recenzując dzieło z wybranej kategorii, trzeba umieć ocenić, jak się ma do innych historii tego rodzaju, a nie do gustu recenzenta.
Ja nie umiem. Przeczytałem zbyt mało utworów fantasy, by odnieść omawiany tytuł do ogółu dokonań. Popełniłem w życiu jedną recenzję, na zasadzie „wyjątek potwierdza regułę”, ale to było w czasach, gdy na półkach księgarskich stało może dwadzieścia polskich książek z tego gatunku (niektóre znałem).
Kiedyś pozwalałem sobie oceniać nadsyłane przez początkujących autorów NIEPUBLIKOWANE teksty, ale pod rygorem: a) dobrowolności – nikt nie musiał mi przysyłać swoich prac, w zamian każdy wiedział, czego się może spodziewać; b) poufności – nie ujawniałem nazwisk autorek i autorów, jeśli sobie tego nie życzyli; c) z zastrzeżeniem, że są to uwagi starszego stażem kolegi po piórze, mające rangę właśnie prywatnej opinii, a nie profesjonalnej analizy dzieła. No i nie kwalifikowałem tekstów do druku ani ich nie odrzucałem, to nie była moja działka. Nie miałem więc bezpośredniego wpływu na przebieg czyjejkolwiek kariery, moją opinię można było uwzględnić i z rozpaczy palnąć sobie w łeb (każdemu wolno) bądź umieścić artykuł w toalecie, tak by był w zasięgu ręki, nie wzroku (te felietony drukowano w papierowych pismach). Bodaj tylko raz – i za zgodą autorki – poleciłem tekst do druku, bo wydał mi się naprawdę dobry, a jeśli wziąć pod uwagę, że wyszedł spod pióra debiutantki, to wybitny.
Dodam, że oglądałem utwory przede wszystkim pod kątem warsztatowym, technicznym. Nie bardzo mnie interesowało, czy to jest nietypowa fantasy albo oryginalna space opera. Próbowałem odpowiedzieć na pytanie, czy autor/autorka potrafi pisać albo chociaż czy dobrze rokuje, natomiast pomysł, przesłanie i podobne sprawy uważałem za mniej istotne; w każdym razie wykraczające poza moje kompetencje.
Tyle moich działań związanych z ocenianiem prozy, nijak więc Cię nie wesprę rozległymi doświadczeniami. Cała reszta opinii to prywatne pogaduchy, bo przecież zawsze mam jakieś zdanie o przeczytanej książce i nie muszę go ukrywać przed żoną.
Czy to znaczy, że jestem przeciwnikiem prezentowania wrażeń z lektury w Internecie? Nie. Każdemu wolno pisać i czytać o czymkolwiek. Oczywiście rad jestem, jeśli forma i treść recenzji/omówienia stoją na wysokim poziomie, ale jeśli nie, to trudno. Ludzie płacą za książki i następnie mają prawo robić z nimi co im się podoba, także wygłaszać opinie – jak o każdym nabytym przedmiocie: samochodzie, energooszczędnej lampie albo bokserkach w kaczuszki. Byle tam nie było ewidentnych przekłamań (to jednak naprawdę powinny być kaczuszki, nie żółwiki).